wtorek, 23 lutego 2010

hastur hastur hastur!

na pochybel skurwysynom*!

*lekarzom znaczy.

bo kto to widział, coby normalnej porządnej Saku gips na nogę zakładać. teraz mi zimno. i mokro. i boli. i zło i niedobro.
bo to było tak, że się tak bardzo spieszyłam do szkoły, że do niej nie zajdę do poniedziałku. głupie sliskie ulice.
głupi lekarz. i głupi gips. nic nie jest tak, jak powinno! powinnam rysować, pisać, uczyć się, GÓWNO! jedyne czego chcę to pewna substancja wywołująca przypływ adrenaliny i endorfiny. i witaminki c. i pozbyć się pewnego jebanego, śmierdzącego sierściucha z domu. traktowanie domestosem podłogi pod biurkiem Braciszka wcale nie jest ulubionym zajęciem ludzi z nogą w gipsie, wiecie!
do tego kazali mi leżeć 2 dni. DWA DNI CHOLERA JASNA! ja dwóch minut nie usiedzę, kiedy wiem, że siedzieć mam. coś mi mówi, że będę wyjątkowo wkurwiająca dla otoczenia niedługo. przepraszam was juz teraz, później zapomnę.
jestem wściekła. W Ś C I E K Ł A!

do tego podobno wiosna idzie. wioooosnnaaaaa. eh, ludzie ludzie. w połowie kwietnia wszyscy będą chcieli lata a w lecie zatęsknią za zimą i tak w koło macieju, czy coś. do kurwy nędzy, mamy połowę lutego, ludzie! c'mon, cudów chcecie?! cud to jest nadprzyrodzone zakrzywienie i zachwianie praw natury/fizyki/murphyiego dla konkretnego celu tudzież szczęścia konkretnej jednostki.

marne ludziki, bywają tacy irytujący. nic nie pojmują do tego stopnia, że to już dawno minęło etap denerwowania, prześlizgnęło się przez śmiech i teraz mknie niczym po autostradzie ku bramce 'żałość'.
znieść się ich nie da.