wtorek, 15 czerwca 2010

0.. a kogo to obchodzi

wiosna.
szkoła
kurwa, nie!
lato!
ale wciąż szkoła.
bogom dzięki, że już tylko tydzień.

może i nie jestem najmądrzejsza na świecie ale to nie powód żeby na mnie krzyczeć.
jestem wychowana bezkrzykowo. to coś jak bezstresowo, tyle że dzieci bezstresowe nie mają stresu a krzyczą a ja nie krzyczę, a za to mam stresy. szczególnie z chemią, duuużo stresu.

będę miała nawet średnią 3.5 jak na moją klasę to duuuuużo.
o geez, jak nisko upadłam. porównuję się z.. eh. z otoczeniem.

czekają mnie chyba fajne wakacje.
po raz pierwszy od dawna nie jadę do Belgii.

świat byłby ładniejszy, jeżeli cały mógł by być różowy, gdyby chciał.
i mądrzejszy, gdyby jednak wybrał normalną kolorystykę.

narysowałabym coś ładnego. ale nie umiem xP doszłam do wniosku, ze niektóre pomysły na rysunki mam naprawdę ciekawe, ale wykonanie pozostawia sporo do życzenia. i chyba właśnie tylko pobożne życzenia mogą coś poprawić.

widziałam dziś biskupa. nawet z tej okazji wyjęłam słuchawki z uszu, bo dość mądrze gadał.
ale ten istotny gest ze strony mojej moralno-etyczno-religijnej natury pozostał niezauważony przez resztę mojej klasy. więc pozostanę 'szatanem'. co jest dziwne, bo nawet się tak często nie ubieram na czarno. i co jest dziwniejsze, bo Szatan to facet.

ludzie mają za dużo wiary. nie wiedzą co z nią zrobić i upychają po kątach. czy kościołach. czy czymś.

czy bycie antyklerykałem czyni mnie kimś niereligijnym? imo nie. to mnie czyni tylko 'niewierzącą komunistyczną, ateistyczną morderczynią przykazań bożych'. a i jeszcze 'wiedźmą', ale tylko jak ktoś się dowie o kolekcji kadzideł i ofiar z małych dzieci.



powinnam znaleźć sobie coś do roboty, zaczynam myśleć abstrakcyjnie i włącza mi się cynizm.

poniedziałek, 26 kwietnia 2010

dużo dużo różnych rzeczy

''nie rób tak, bo to mnie boli''. kurwa. długo tych świąt nie zapomnę.

ciągle robię coś wbrew sobie.


już nie wiem kim jestem.
życie nie idzie tak gładko jak bym chciała.
a jak już idzie, to.. coś tu musi być nie tak.




czuję, że wszystkim przeszkadzam.
że żyję.. zbyt mało wewnętrznie. 
tylko szkoła, znajomi, dom.
to nie ja!
to kurwa nie jestem ja!


tak dawno nie paliłam kadzidła..
tak dawno nie myślałam o Bogach.


a tak mocno oddaję się lękom.
o właśnie. tak bardzo się boję. nie wiem czego. wszystkiego. 
ale najbardziej chyba końca.
boję się, że nie jestem dobrym człowiekiem, że nie spełniam jakichś standardów.
boję się bólu.
tak bardzo się boję, że sama sobie zadaję ból.

czegoś mi w życiu brakuje. 

chyba właśnie z tego powodu ostatnio mam ciągle koszmary...

wtorek, 23 lutego 2010

hastur hastur hastur!

na pochybel skurwysynom*!

*lekarzom znaczy.

bo kto to widział, coby normalnej porządnej Saku gips na nogę zakładać. teraz mi zimno. i mokro. i boli. i zło i niedobro.
bo to było tak, że się tak bardzo spieszyłam do szkoły, że do niej nie zajdę do poniedziałku. głupie sliskie ulice.
głupi lekarz. i głupi gips. nic nie jest tak, jak powinno! powinnam rysować, pisać, uczyć się, GÓWNO! jedyne czego chcę to pewna substancja wywołująca przypływ adrenaliny i endorfiny. i witaminki c. i pozbyć się pewnego jebanego, śmierdzącego sierściucha z domu. traktowanie domestosem podłogi pod biurkiem Braciszka wcale nie jest ulubionym zajęciem ludzi z nogą w gipsie, wiecie!
do tego kazali mi leżeć 2 dni. DWA DNI CHOLERA JASNA! ja dwóch minut nie usiedzę, kiedy wiem, że siedzieć mam. coś mi mówi, że będę wyjątkowo wkurwiająca dla otoczenia niedługo. przepraszam was juz teraz, później zapomnę.
jestem wściekła. W Ś C I E K Ł A!

do tego podobno wiosna idzie. wioooosnnaaaaa. eh, ludzie ludzie. w połowie kwietnia wszyscy będą chcieli lata a w lecie zatęsknią za zimą i tak w koło macieju, czy coś. do kurwy nędzy, mamy połowę lutego, ludzie! c'mon, cudów chcecie?! cud to jest nadprzyrodzone zakrzywienie i zachwianie praw natury/fizyki/murphyiego dla konkretnego celu tudzież szczęścia konkretnej jednostki.

marne ludziki, bywają tacy irytujący. nic nie pojmują do tego stopnia, że to już dawno minęło etap denerwowania, prześlizgnęło się przez śmiech i teraz mknie niczym po autostradzie ku bramce 'żałość'.
znieść się ich nie da.

sobota, 30 stycznia 2010

9

dziś nie będę smęcić. to nowość, co? mam feeeerie. nic prócz czytania Lalki, Potopu i Zbrodni i Kary czy tam innego badziewia nie zaprząta mej rudej głowy. mogę leżeć ile chcę, jeść lody które idą mi w biodra i uda i przejść dragon age'a na 10 sposobów. i wiecie co? tak! właśnie! Nie mogę. Nie chce mi się leżeć ani odpoczywać, od lodów nagle robi mi się niedobrze a dragon age nudzi na drugi dzień. chciałabym za to.. rysować! mieć sprawny tablet i rysować! ii.. i chciałabym pisać, mam wiele pomysłów i nie skończyłam ani jednego. chciałabym powywalać graty z pokoju NIE! moja ukochana Lucille! znaczy, gitara. tak, coby już nigdzie nie znajdować jakichś zagubionych listków i blaszek..chcę zrobić coś kreatywnego! ulepić bałwana, skończyć stare prace, doskonalić styl! zmienić fryzurę, zaktualizować liczbę mang do przeczytania, doścignąć rzeczywistość!
mogłabym zawsze już mieć 17 lat ^^
z drugiej strony myślę o maturze. o kierunku, na który chcę zdawać i o tym jakie egzaminy będa mi potrzebne. o tym jak mała Saku będzie żyć w Dużej Warszawie. ale.. to w sumie żaden kłopot. Saku już bywała duża.
I chociaż dzisiaj chętniej grałaby w gumę i skakała na skakance i bawiła się w zbijaka i kluchy, palanta, ciuciubabkę... nie, nie. czas dogonić rzeczywistość i stanąć na wysokości zadania!
ależ mam dzisiaj pozytywnej energii! ^o^





No. Wiem, krzywe i tak dalej, ale się tym nie przejmuję ^^ nie dzisiaj. nie, jeżeli chodzi o marzenia ^^

poniedziałek, 11 stycznia 2010

08 albo 08. do wyboru. tak. wybierzcie sobie.

czuję się człowiekiem zupełnie zniewolonym.
nie prawda.
ja nic nie czuję. nic nie wiem. nic nie robię.
bo nic nie mogę.
leżę tylko jak ta księżniczka, zbyt zajęta myśleniem o życiu, żeby żyć.
i teraz mi to przeszkadza.
ale próbowałam już chwytać dzień - i mogę powiedzieć, że to wychodzi tylko wiosną.
nie panuję nad tym jak się zachowam, co powiem, jak coś zrobię.
podobno nie ma złych wyborów. że wystarczy, że to twój wybór, to czyni go automatycznie właściwym. sama tak mówiłam parę dni temu. ale jak zawsze, hipokryzja wraca do mnie rykoszetem. łatwo mi mówić o rzeczach, które mnie nie dotyczą. jak zawsze. mogę mówić o miłości i przyjaźni, bo te słowa są mi obce, jak zagraniczne. słyszałam ostatnio 'kocham cię' tyle razy, że zaczynam się zastanawiać, czy te słowa w ogóle mają jakiekolwiek znaczenie. mają? co to znaczy 'kochać'? niech mnie szlag jeżeli wiem.

tak samo żaden mój wybór nie jest moim wyborem. to wszystko.. wszystko dzieje się samo. jakbym stała za czyimiś plecami. i ciężko mi ocenić, czy mi to pasuje czy nie. nie mogę być obiektywna, nic nie mogę!

nie mam poczucia humoru. nie śmieszą mnie żarty. rozumiem je, ale mnie nie śmieszą. nie bawią mnie rozmowy o niczym. nie bawi mnie brak sensu. niechaj wszystko będzie poukładane. TERAZ.


cii, nic nie mów, bo mnie rozpraszasz.
raz, dwa, trzy, cztery, znikają wszystkie szmery.

czwartek, 7 stycznia 2010

7

niech sobie wszyscy pójdą. niech idą w diabły i dadzą mi święty spokój. albo niech idą do nieba, nic mi aż takiego nie zrobili w końcu..
a jednak, znów powtarzam 'nienawidzę'. jak pacierz. 'nienawidzę' wszystkich i wszystkiego, co nie po mojej myśli. znaczy, degeneracji ciąg dalszy.
nienawidzę ekspedientki, psa, dziecka neostrady z forum, Pewnych Osób.. ktokolwiek mnie zirytuje - zamiast wywoływać elysiiowską refleksję i poczucie winy - zostaje automatycznie znienawidzony. by uciszyć sumienie, by nie pokazać jak łatwo mnie zdenerwować. nienawidzę go - mam prawo się wściec o byle co.
zachowuję się jakbym miała dostać okresu, niewysypiała się i żyła w stresie naraz. i to te optymistyczne określenia.
naprawdę, chciałabym żeby wszyscy sobie poszli, żeby przestali mnie denerwować, zeszli mi z oczu! żeby przestali się domagać kontaktu, żeby mnie zrozumieli - ja mam tego dość!
dziwię się, że ktokolwiek jeszcze ze mną wytrzymuje. podczas rozmowy uciekam i wykręcam się byle czym. wszyscy myślą, że mam ich w dupie, a ja po prostu muszę zacisnąć zęby i jak najszybciej sobie iść, żeby nie zacząć wrzeszczeć. bez powodu.
straciłam.. zaufanie do ludzi. straciłam do nich serce. mam ich dość i chcę żeby dali mi spokój.
ale nie dadzą. i nie wiem czy z tego powodu śmiać się, czy płakać. czy co.
nie zrozumieją, że jak ktoś nie ma emocji, to nie potrzebuje ich wyrazów. nawet w stosunku do siebie.
nie pojmą, że ich pomoc mam tak głęboko w dupie, że nawet nie chcą zaglądać, że jest niepotrzebna, bo ja nie potrzebuje pomocy tylko świętego spokoju!
nie zrozumieją.