sobota, 29 sierpnia 2009

IIII

ostrzegam, że blog będzie zawierał tresci filozoficzne tudziez poglądy autorki, aczkolwiek ona nie ponosi odpowiedzialności za cokolwiek co kiedykolwiek pomyślała lub napisała. dziękuję.

czy jeżeli postawimy obok siebie dwa kwiatki to żaden nie będzie kwiatkiem?

ale od początku.

(źródło: książka Weronika postanawia umrzeć)
Raz pewien potężny czarnoksiężnik,
chcąc zniszczyć królestwo, wlał magiczny płyn do studni, z której czerpali wszyscy mieszkańcy.
Ktokolwiek napił się tej wody, stawał się szalony. Następnego ranka wszyscy mieszkańcy napili
się ze studni i każdy z nich popa dł w obłęd, z wyjątkiem króla i rodziny królewskiej, która miała
własną studnię, a do niej czarnoksiężnik nie zdołał dotrzeć. Zaniepokojony król próbował
opanować sytuację, wydając szereg dekretów, które miały poprawić bezpieczeństwo i stan zdrowia mieszkańców, jednak strażnicy i inspektorzy, którzy również napili się zatrutej wody,
uznali dekrety za absurdalne i wcale nie zamierzali ich wypełniać. Gdy do poddanych dotarta
wieść o królewskich dekretach, doszli do wniosku, że ich władca oszalał i głośno protestując,
udali się pod pałac, domagając się jego abdykacji. Zdesperowany król gotów byt już opuścić tron,
ale królowa powstrzymała go słowami:
„Chodźmy teraz i my napić się wody. Wtedy staniemy się tacy jak oni”.
I tak też uczynili. Kiedy tylko król i król owa napili się wody szaleństwa, natychmiast
zaczęli mówić od rzeczy. Wówczas poddani zaczęli go żałować. Skoro król zaczął przemawiać
tak mądrze, dlaczego nie zostawić rządów w jego rękach? I spokój znów zapanował w
królestwie, choć ludzie zachowywali się w nim talkiem inaczej, niż mieszkańcy ościennych
krajów. Zaś król panował aż do końca swoich dni.

jaki tego wniosek? że gdy wszyscy w danym punkcie są szaleni, znaczy, że nikt nie jest. więc jeżeli w jednym miejscu, dajmy na to, zamkniętym pomieszczeniu, umieścimy dwa kwiatki powiedzmy.. rosnące i jeden gnijący, to jeden będzie się wyróżniał. ale gdy sprawimy, ze trzeci, gnijący zacznie wzrastać, czy żaden nie będzie wzrastał?
oni wszyscy byli szaleni, więc żaden nie był.
wszystkie kwiatki wzrastają, więc żaden nie rośnie?

oto co Saku może wymyślić idąc na zakupy.

czwartek, 27 sierpnia 2009

III

ostrzegam, że blog będzie zawierał tresci filozoficzne tudziez poglądy autorki, aczkolwiek ona nie ponosi odpowiedzialności za cokolwiek co kiedykolwiek pomyślała lub napisała. dziękuję.


kap, kap, kap, ale szaro za oknem. w takie dni chce sie spać. szczególnie, gdy ktoś ma za sobą dość nerwową noc.
życie saku się zmienia.
saku też się zmienia. chyba normalnieje na starość.
nie poznaję siebie i swoich reakcji. tzn.. poznaję. ale bardzo chciałabym nie poznawać.
poznaję Martynę, rozpieszczoną smarkulę którą porzuciłam wiele lat temu. teraz to.. wypływa.
momentami tracę poczucie humoru. przestaję się przejmować, gdy ludzie mówią że nie muszę się przejmować, chociaż wiem, że mówią to, bym się przejmowała, aczkolwiek miała teoretyczny wybór i inne duperele związane z psychologią odwrotną. tego.. no, tego jeszcze nie było. tzn..
nie.
inaczej.
prowadzę ze sobą wojnę podjazdową.
jedna strona mnie podkopuje
ja naprawiam straty.
ta druga strona 'wie' że nie znoszę tego bachora, którym kiedyś byłam.
więc dlaczego nie potrafię nad tym bachorem zapanować?
gdzie się podziała ta odpowiedzialna Saku? ta która gotowała, sprzątała (czasem), potrafiła zarządzać pieniędzmi i była taka duża?
nie mam pojęcia gdzie jest teraz, ale mam nadzieję, że wylezie, gdy mi będzie potrzebna xP
ah, zgubny wpływie rodziców! była sobie Saku eurosierotą, i zasadniczo, dobrze na tym wyszła. nauczyła się odpowiedzialności i płaciła rachunki. mała Saku musiała naumieć się gotować i wyzbyć się nawyków rozpieszczonej, najmłodszej córeczki. i było bardzo dobrze. wszyscy chwalili Saku jaka to ona Duża. a wtedy Saku oddałaby wszystko by móc być malutką. bo jednak 14 lat to nie jest wiek w którym się chce dbać o cały Dom. i chociaż Siostra i Brat też dbali, Saku była zmęczona.. a dziś jest dokładnie na odwrytkę.. Saku nagle zdziecinniała a powinna być duża. nie dla pochwał, raczej dla.. standardów obyczajów. i dla spokoju własnego sumienia. trzeba będzie przerwać te umysłowe wakacje i porządnie się za siebie zabrać. - oto co Saku postanawia.

czwartek, 6 sierpnia 2009

II

ostrzegam, że blog będzie zawierał tresci filozoficzne tudziez poglądy autorki, aczkolwiek ona nie ponosi odpowiedzialności za cokolwiek co kiedykolwiek pomyślała lub napisała. dziękuję.


mówią, że gdy bogowie kogoś lubią, czynią go wariatem. z natury jestem ateistyczną hipokrytką, ale muszę mieć jakieś wtyki w górze.
mam niespodziewaną zdolność do rujnowania sobie życia. nawet gdy już jest dobrze, jestem grzeczna, wszyscy mnie lubią, ja zrobię coś, coby to zmienić. przestanę wypełniać obowiązki, stoczę się, wyjdą proste człowiecze słabostki jak używki.
no właśnie. papierosy szkodzą ludziom, pogarszają cerę, są przyczyną chorób płuc i tak dalej. powoli tracą nawet swą funkcje 'dodawania lat'. a jednak sporo ludzi pali. hm.. czy to taka mała zdolność do autodestrukcji? hehe.. nie, nie doszukiwałabym się aż tak głębokiego sensu. jakby mnie ktoś spytał, powiedziałabym, że zwyczajnie mi smakują.
jeżeli chodzi o narkotyki czy alkohol.. cóż, o to mnie nie pytajcie. wolę nie mówić, dla własnego bezpieczeństwa.
ale prawda jest taka, że lubimy uciekać w używki. to się wydaje prostsze, przyjemniejsze, mniej wymagające... uzależniamy się czasem nie od substancji, ale od własnego substytutu szczęścia.. łatwo spojrzeć na takiego człowieka i powiedzieć, że ma problem, że powinien się leczyć. wyłożyć jasno: to jest tak a nie inaczej, to spierdolił, a tutaj okazał się kompletnym idiotą, a tak w ogóle, marnuje swoje życie. łatwo ich oceniać. i nawet nie chodzi o to, że to jego wybór, że pije czy ćpa. ale czasem to, że się komuś raz pokaże litery nie znaczy, że od razu nauczy się czytać. nie twierdzę, że należy się pochylać nad każdym alkoholikiem i zaciągać go do poradni, ale jeżeli już przyjdzie co do czego, ludzie tylko gadają a od ludzi, którym jest bardziej niż ciężko, którzy żyją w czasie pożyczonym od nałogu. dla własnego i ich dobra, lepiej pierdolnąć się młotkiem w łeb niż próbować 'nawrócić' człowieka samym gadaniem. to tylko wkurza i powoduje myśli 'co on wie o mnie, o moim życiu, o tym co przeszedłem i co czuje' i sprawia, że człowiek tylko mocniej się zapiera. trzeba do ludzi potrafić podejść. trzeba ich pierdolnąć młotkiem, albo lepiej, obuchem, żeby nagle zmierzyli się z całym ogromem sytuacji.
nie rozmawiać.
nie oceniać.
pokazywać.
jak małym dzieciom.
może to i zaboli. będą przeżywać jak diabli. ale pomoże, serio.
może nie uda im się, naprawić swojego życia, jak mi się udało (ciężko mi się od czegoś uzależnić, może to dlatego) ale może jeszcze coś uratują.
wiem, temat od rzeczy, jakoś tak mi się zebrało.. przy okazji sprzątania pokoju.