czwartek, 6 sierpnia 2009

II

ostrzegam, że blog będzie zawierał tresci filozoficzne tudziez poglądy autorki, aczkolwiek ona nie ponosi odpowiedzialności za cokolwiek co kiedykolwiek pomyślała lub napisała. dziękuję.


mówią, że gdy bogowie kogoś lubią, czynią go wariatem. z natury jestem ateistyczną hipokrytką, ale muszę mieć jakieś wtyki w górze.
mam niespodziewaną zdolność do rujnowania sobie życia. nawet gdy już jest dobrze, jestem grzeczna, wszyscy mnie lubią, ja zrobię coś, coby to zmienić. przestanę wypełniać obowiązki, stoczę się, wyjdą proste człowiecze słabostki jak używki.
no właśnie. papierosy szkodzą ludziom, pogarszają cerę, są przyczyną chorób płuc i tak dalej. powoli tracą nawet swą funkcje 'dodawania lat'. a jednak sporo ludzi pali. hm.. czy to taka mała zdolność do autodestrukcji? hehe.. nie, nie doszukiwałabym się aż tak głębokiego sensu. jakby mnie ktoś spytał, powiedziałabym, że zwyczajnie mi smakują.
jeżeli chodzi o narkotyki czy alkohol.. cóż, o to mnie nie pytajcie. wolę nie mówić, dla własnego bezpieczeństwa.
ale prawda jest taka, że lubimy uciekać w używki. to się wydaje prostsze, przyjemniejsze, mniej wymagające... uzależniamy się czasem nie od substancji, ale od własnego substytutu szczęścia.. łatwo spojrzeć na takiego człowieka i powiedzieć, że ma problem, że powinien się leczyć. wyłożyć jasno: to jest tak a nie inaczej, to spierdolił, a tutaj okazał się kompletnym idiotą, a tak w ogóle, marnuje swoje życie. łatwo ich oceniać. i nawet nie chodzi o to, że to jego wybór, że pije czy ćpa. ale czasem to, że się komuś raz pokaże litery nie znaczy, że od razu nauczy się czytać. nie twierdzę, że należy się pochylać nad każdym alkoholikiem i zaciągać go do poradni, ale jeżeli już przyjdzie co do czego, ludzie tylko gadają a od ludzi, którym jest bardziej niż ciężko, którzy żyją w czasie pożyczonym od nałogu. dla własnego i ich dobra, lepiej pierdolnąć się młotkiem w łeb niż próbować 'nawrócić' człowieka samym gadaniem. to tylko wkurza i powoduje myśli 'co on wie o mnie, o moim życiu, o tym co przeszedłem i co czuje' i sprawia, że człowiek tylko mocniej się zapiera. trzeba do ludzi potrafić podejść. trzeba ich pierdolnąć młotkiem, albo lepiej, obuchem, żeby nagle zmierzyli się z całym ogromem sytuacji.
nie rozmawiać.
nie oceniać.
pokazywać.
jak małym dzieciom.
może to i zaboli. będą przeżywać jak diabli. ale pomoże, serio.
może nie uda im się, naprawić swojego życia, jak mi się udało (ciężko mi się od czegoś uzależnić, może to dlatego) ale może jeszcze coś uratują.
wiem, temat od rzeczy, jakoś tak mi się zebrało.. przy okazji sprzątania pokoju.

1 komentarz: