czwartek, 7 stycznia 2010

7

niech sobie wszyscy pójdą. niech idą w diabły i dadzą mi święty spokój. albo niech idą do nieba, nic mi aż takiego nie zrobili w końcu..
a jednak, znów powtarzam 'nienawidzę'. jak pacierz. 'nienawidzę' wszystkich i wszystkiego, co nie po mojej myśli. znaczy, degeneracji ciąg dalszy.
nienawidzę ekspedientki, psa, dziecka neostrady z forum, Pewnych Osób.. ktokolwiek mnie zirytuje - zamiast wywoływać elysiiowską refleksję i poczucie winy - zostaje automatycznie znienawidzony. by uciszyć sumienie, by nie pokazać jak łatwo mnie zdenerwować. nienawidzę go - mam prawo się wściec o byle co.
zachowuję się jakbym miała dostać okresu, niewysypiała się i żyła w stresie naraz. i to te optymistyczne określenia.
naprawdę, chciałabym żeby wszyscy sobie poszli, żeby przestali mnie denerwować, zeszli mi z oczu! żeby przestali się domagać kontaktu, żeby mnie zrozumieli - ja mam tego dość!
dziwię się, że ktokolwiek jeszcze ze mną wytrzymuje. podczas rozmowy uciekam i wykręcam się byle czym. wszyscy myślą, że mam ich w dupie, a ja po prostu muszę zacisnąć zęby i jak najszybciej sobie iść, żeby nie zacząć wrzeszczeć. bez powodu.
straciłam.. zaufanie do ludzi. straciłam do nich serce. mam ich dość i chcę żeby dali mi spokój.
ale nie dadzą. i nie wiem czy z tego powodu śmiać się, czy płakać. czy co.
nie zrozumieją, że jak ktoś nie ma emocji, to nie potrzebuje ich wyrazów. nawet w stosunku do siebie.
nie pojmą, że ich pomoc mam tak głęboko w dupie, że nawet nie chcą zaglądać, że jest niepotrzebna, bo ja nie potrzebuje pomocy tylko świętego spokoju!
nie zrozumieją.

1 komentarz: